Witam. Mam taką zasadę w swoich wywiadach, że zawsze pytam kiedy się zaczęła przygoda z pisaniem? Co sprawiło, że zdecydowałaś się na pisarstwo?
Dla mnie pisanie było zawsze czymś naturalnym. Już jako dziecko tworzyłam historyjki czy wierszyki. W gimnazjum powstało wiele nigdy nie skończonych powieści… Lubiłam to, pisanie było moim sposobem na nudę. A na poważnie zajęłam się tym w liceum – gdy odkryłam, że w sieci jest wiele konkursów literackich i zinów, w których można publikować, a polonistka motywowała mnie do pracy.
Pierwsze co wydałaś to zbiór opowiadań, drugie to powieść „ Bo śmierć to dopiero początek”. Czy łatwiej jest wydać drugą książkę? Jaka była różnica między nimi?
Wszystko zależy od tego u kogo się wydaje. U mnie z drugą książką było podobnie jak z pierwszą, nie zauważyłam różnicy, ale to dlatego, że „Strach”, mój debiut, przeszedł bez echa. Byłam niedoświadczona i nie wiedziałam jak ważna jest promocja. O tyle więc łatwiej było mi wydać i sprzedawać „Bo śmierć to dopiero początek”, bo już znałam prawa rynku, miałam świadomość, że fakt ukazania się książki jest dopiero początkiem pracy…
A co do różnicy, no cóż. „Strach” to zbiór opowiadań, a „Bo śmierć…” to powieść – to jest podstawowa różnica. Druga, że „Strach” udało mi się wydać trochę przez przypadek – któregoś dnia postanowiłam zebrać wszystkie swoje teksty z okresu liceum i bam! nagle znalazł się wydawca. To było niesamowite. Wydanie „Bo śmierć…” było już bardziej przemyślane, pisząc wiedziałam, że będę chciała ją wydać. I na pewno jest o wiele dojrzalsza, dopracowana.
Ta książka różni się od tych popularnych książek o wampirach. Czemu taki pomysł?
Właśnie po to, by się różniła. Kocham wampiry i tradycyjne dekadenckie podejście do tematu, ale nie chciałam kopiować pomysłów czy tworzyć typowej powieści gotyckiej. Chciałam stworzyć coś innego, oryginalnego. Zależało mi, by książka łączyła gatunki, które najbardziej lubię – grozę z thrillerem psychologicznym. Wpakowanie w to wampirów z kłami byłoby nieporozumieniem… A drugiego, nowego trendu, nawet nie brałam pod uwagę 😉
W tej publikacji są sceny erotyczne wiem, że niektórzy mają z nimi trudności. Czy Tobie także je sprawiły?
Żadnych! Uwielbiam seks w literaturze, graniczący nawet z pornografią. Swoją przygodę z horrorem zaczęłam od Mastertona – to chyba tłumaczy wszystko! W wielu moich późniejszych opowiadaniach jest jeszcze więcej scen erotycznych i pisanie ich zawsze mi sprawia frajde. Ale trzymam się jednej zasady – jak wszystko, tak i erotyka musi być w tekście z uzasadnionego powodu, wpleciona we właściwym fragmencie. Wykorzystywanie seksu „bo się sprzeda”, nie jest w moim stylu.
Opinie na jej temat są różne. Boisz się czekając na jakąś recenzje?
Fakt, są różne, ale przeważają te dobre (na moim fanpage’u znajduje się lista wszystkich recenzji, które się ukazały – ciągle cieszy mnie, że dobrych jest więcej). Czy się boję – raczej nie, każdy ma prawo lubić co innego. A jeśli recenzja jest z konstruktywną krytyką to tylko na niej korzystam. Ale przyznaję, że bolą mnie recenzje słabe i nieprzemyślane. Mam zasadę publikowania u siebie linków do wszystkich, ale nie wtrącania się, nie wchodzenia w dysputy z recenzentem. Gdy czasem jednak widzę recki pełne sprzeczności logicznych, albo mające błąd ortograficzny na błędzie i potem czytam komentarze pod nimi, że „dzięki tobie nie sięgnę po tę książkę”… to jest mi zwyczajnie przykro. Bo ja pracowałam wydając książkę, a ktoś napiszę notkę na bloga bez ładu i składu, ze zdaniami typu „Niestety, ale podobało mi się!” (a potem cała litania tego co złe) albo stwierdzi na podsumowanie, że słabe, bo horror to musi mieć co najmniej czterysta stron, to nie jest to konstruktywna krytyka. Ale cóż, aktualnie pisać każdy może, a wierzę, że ludzie są na tyle inteligentni, by samemu ocenić co jest wartościowe, a co nie.
A jak przyjmujesz krytykę od innych ludzi?
Tak jak wspomniałam – nie mam problemów z krytyką o ile jest konstruktywna. Jestem trochę bardziej podatna na krytykę bliskich mi ludzi, ale staram się też na zimno do niej podchodzić, bo wiem, że nie robią tego w złej wierze.
Potrzebujesz jakiegoś bodźca, by pisać?
Tak! Siekiery nad karkiem i wielkiego czerwonego napisu w głowie: zbliża się deadline, zbliża się deadline! (śmiech)
Czy pojawią się kolejne książki?
Na razie siedzę w opowiadaniach do antologii. Ale mam nadzieję, że wkrótce przyjdzie czas na kolejną powieść… I mam nadzieję, że ludzie nadal będą chcieli mnie czytać!
Zamierzasz pozostać przy pisarstwie, nawet sama dla siebie czy może wolisz zagłębić się w inną swoją pasję?
Zawsze powtarzam, że nigdy nie wiemy co przyniesie przyszłość, kim będziemy. Ale kocham pisanie, więc póki będę miała siły i chęci – zamierzam z niego nie rezygnować.
Kim jest Sylwia Błach oprócz tego, że pisarką? Odkryj rąbka tajemnicy przed czytelnikami.
Młodą dziewczyną pełną ambicji i marzeń. Studiuję informatykę na Politechnice Poznańskiej, przede mną ostatni semestr i pisanie pracy inżynierskiej… koszmar! Jestem także blogerką, ale staram się być blogerką profesjonalną, bo teraz widzę, że blogowanie staje się coraz popularniejsze wśród coraz młodszych ludzi… i nie zawsze to dobrze wychodzi, psując opinię całej blogosferze. Na Rozkoszach Umysłu piszę o swojej twórczości, pasjach, życiu codziennym, a także przeciwnościach, z jakimi spotykają się niepełnosprawni, bo jeżdżę na wózku i uważam, że warto o tym mówić. Natomiast mój drugi blog jest poświęcony modzie i urodzie – VamppiV. Prezentuję stylizacje, makijaże, recenzje ciuchów czy kosmetyków. Jestem też pasjonatką życia, której ciągle wszystkiego za mało. Trochę socjopatką, nie lubiącą ludzi, ale z drugiej strony kimś, kto nimi musi się otaczać, by czuć się szczęśliwym. Wiem, to skomplikowane, ale zawsze miałam charakter składający się ze sprzeczności, które wbrew pozorom dobrze ze sobą harmonizują.
Jaka jest Twoja największa słabość? W pisaniu, jak i życiu prywatnym.
W pisaniu – jestem w gorącej wodzie kąpana. Czasem za szybko wysyłam tekst do wydawcy, a potem dopiero odkrywam błędy. Za szybko kończę teksty i potem męczę się rozbudowując je.
A w życiu – chyba melancholijna natura, którą zwykle uważam za swoją zaletę, chyba że akurat wpędza mnie w doła. I bywam histeryczką. Ale to przecież takie kobiece! (śmiech)
Dziękuje za odpowiedzi:)
To ja dziękuję! 🙂