Szeptacz – Alex North: Recenzja

Szeptacz

Szeptacz Alexa Northa zwrócił moją uwagę już w zapowiedziach. Najpierw okładką, potem opisem, aż w końcu i szumnymi hasłami. Mimo że thrillerów czytam całkiem dużo, trudno wywołać we mnie lęk i chyba na to czekałam najbardziej. Jednak czy Szeptacz rzeczywiście jest niepokojącym thrillerem, jaki obiecuje nam wydawca? O tym za chwilę.

Pisarz Tom Kennedy po nagłej śmierci żony postanawia przeprowadzić się wraz synem do miasteczka Featherbank. Obaj potrzebują zmiany otoczenia. Tom liczy też na to, że będzie dla Jake’a lepszym ojcem i wreszcie uda mu się sprostać jego wychowaniu, nawet bez Rebekki przy boku. Jednak dwa miesiące wcześniej zaginął mały chłopiec, a podejrzenia wskazują na sprawę seryjnego mordercy sprzed dwudziestu lat, który uprowadził i zamordował pięcioro dzieci. Prasa nazwała go Szeptaczem. Komisarz Pete Willis, który wcześniej prowadził jego sprawę, angażuje się w śledztwo komisarz Amandy Beck. Czy możliwe, że Szeptacz wrócił? Czy Tom powinien wierzyć synowi, gdy ten mówi, że ktoś szepcze pod jego oknem?

Nowy początek, a może powrót do przeszłości?

W tej powieści w zasadzie trudno wytypować głównego bohatera, bo narracja pozwala nam śledzić kilka postaci. Tylko jedną poznajemy z perspektywy pierwszej osoby i jest nią Tom Kennedy. Tom od wielu miesięcy nic nie napisał. Śmierć żony była dla niego szokiem, a na dodatek sam musiał teraz wychowywać kilkuletniego syna, którego można określić mianem dziecka trudnego. Jake ma problem ze społecznym przystosowaniem się, jest raczej skryty i wyjątkowo wrażliwy. Tom twierdzi nawet, że aż za bardzo i nie ma do niego aż tyle cierpliwości, co wcześniej Rebecca. Stara się jednak szukać z nim wspólnego języka i syn jest jego oczkiem w głowie, nawet jeśli czasem żałuje, że ten nie zachowuje się jak inne dzieci.

Komisarz Pete Willis od lat walczy z nałogiem alkoholowym. Od dwudziestu wciąż szuka ciała jednego z chłopców, które porwał Szeptacz, przez co sprawa nigdy nie dała mu spokoju, choć sprawca od lat siedzi za kratami. Gdy jednak sytuacja się powtarza, Pete zaczyna wątpić, czy czegoś nie przeoczył. Czy Szeptacz miał wspólnika, którego nie udało im się złapać? A może to naśladowca? Powtarzają się jednak szczegóły, jakich nigdy nie podano do opinii publicznej. Amanda Beck prawdopodobnie wzięła właśnie na swoje barki najtrudniejszą sprawę, jaką przyjdzie jej rozwiązać. Autor jednak poświęca więcej czasu postaci Willisa, często też zbędnie powtarzając niektóre wątki, a Beck trochę ginie w tle i w zasadzie nie dowiadujemy się o niej nic ponadto, że jest ambitną, młodą policjantką.

 Klimat, który przyprawi o dreszcze…

Co w tej powieści szczególnie mnie urzekło, to klimat. Coś jednak jest w tych zbrodniach, gdzie tłem są małe miasteczka takie jak Featherbanks. Cała sprawa jest o tyle przerażająca, że dotyczy kilkuletnich chłopców. Do tego dochodzą te niepojące szepty, które miały ich wywabiać z domów. I przyznam szczerze, że gdy czytałam Szeptacza, a na zegarze wybijała pierwsza w nocy, obawiałam się, że mogę mieć koszmary, gdy już uda mi się zasnąć. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz miałam takie obawy z powodu książki, ale na pewno dawno temu. Czy więc dostałam ten obiecany „niepokojący thriller”? W gruncie rzeczy tak, ale po tych zapewnieniach oczekiwałam chyba nieco więcej.

Fabularnie powieść jest raczej spójna, ale przyznam szczerze, że nie jest to lektura, która porywa od pierwszej strony. Przeplatanie narracji z początku raczej męczy i choć całość mnie ciekawiła, miałam problem się wkręcić. W zasadzie dopiero ostatnie dwieście stron czyta się już płynnie. Wydaje mi się, że po drodze dostajemy za dużo różnego rodzaju „spowalniaczy”. A kluczową akcję dostajemy upchniętą na jakieś sto trzydzieści końcowych stron. Trochę późno jak na powieść, która liczy ich ponad czterysta siedemdziesiąt. Przez to też cały proces prowadzący do rozwiązania sprawy może być nieco niesatysfakcjonujący i przewidywalny.

Czy możliwe, że Szeptacz wrócił?

Podsumowując, Szeptacz to dobrze skonstruowany thriller, choć nie obyło się bez drobnych potknięć. Raczej nie zaskoczy tych, którzy na tym gatunku już „zjedli zęby”. Jednak w gruncie rzeczy jest to całkiem ciekawa lektura na te coraz krótsze dni. Jeśli na polskim rynku pojawią się inne pozycje Alexa Northa, z chęcią po nie sięgnę.

Moja ocena to 7/10

JS