Maybe Now – Colleen Hoover: Recenzja

Maybe Now

Collen Hoover, moja droga z tą autorką jest bardzo wyboista, a jak będzie przy Maybe Now?

Chyba każdy, kto kocha Colleen zna jej powieść Maybe Someday. Dla mnie to jest absolutnie cudowna i piękna historia, przy której serce mocniej bije. Potem były inne książki, ale tylko w oryginale było można przeczytać Maybe Now. Teraz jednak Wydawnictwo Otwarte postanowiło spełnić marzenia czytelników i wydali 2 tom, razem z dodatkowym opowiadaniem. Nie mogłam przejść obojętnie i przeczytałam, ale co z tego wynikło? Zobaczcie sami…

“Maybe now”

Ridge najchętniej nie rozstawałby się z Sydney, jednak musi pomóc swojej byłej, z którą się przyjaźni. Po rozstaniu z nim Maggie postanowiła żyć pełnią życia i zrobić to wszystko, na co wcześniej nie miała odwagi. Kiedy skacze ze spadochronem, poznaje niezwykle inteligentnego i przystojne go Jake’a. Jednak obiecała sobie, że już z nikim się nie zwiąże, bo dzięki temu uniknie rozczarowań.

Może jednak warto czasem zaryzykować?

Może właśnie teraz?

“Maybe not”

Co się stanie, kiedy charyzmatyczny i zabawny Warren zamieszka z zimną i wredną Bridgette? Może uda mu się ją przekonać, że warto czasem zdjąć pancerz i otworzyć się na miłość? A może nie…

Dwie wyjątkowe historie, wiele pytań: Czy miłość pojawi się tam, gdzie nikt na nią nie czeka? Może warto postawić wszystko na jedną kartę? Może właśnie teraz? A może jednak nie…

Maybe Now, a może lepiej… Maybe Never…

Muszę przyznać, że najnowsze książki Hoover skreśliłam, bo nie mogę ich czytać. Historie są bez polotu, nijakie i tak schematyczno-przewidywalne, że aż w oczy kłuje. Jednak liczyłam, że tutaj będzie inaczej. Zabrałam się za czytanie i nie mogłam być bardziej zawiedziona. Może będę trochę bezpośrednia, ale nie mogę ułagodzić moich myśli. Dlatego muszę powiedzieć, że część o Warrenie i Britget jest okrutna. Ta para nie robi nic innego, tylko się bzyka. Dosłownie jest jedna strona jakiegoś dialogu/myśli i dwie strony pieprzenia się jak króliki. I ja rozumiem, że można lubić seks, że Warren to Warren, ale bez przesady. Jeśli miałabym czytać trochę dłużej jego opowiadanie, spodziewałabym się, że oboje będą chodzić na kaczki i jestem pewna, że zabrakłoby im „nieskażonego” miejsca w domu. Przeprawa z tym dodatkiem prawie sprawiła, że nie miałam ochoty dalej czytać Maybe Now.

Jeśli zaś chodzi o drugi tom, dalszy ciąg losów bohaterów, czy jakkolwiek to nazwać… jestem odrobinę zawiedziona. Z opisu sądziłam, że książka bardziej się skupi na Maggie i tym, jak sobie radzi, ale no nie. Przez co jestem trochę zasmucona, bo naprawdę liczyłam, że poznam bliżej Maggie, zobaczę jak sobie radzi po rozstaniu, a także jak Hoover poradziła sobie z opisaniem mukowiscydozy. Po książce Trzy kroki od siebie – której recenzję znajdziecie na blogu, moja poprzeczka jest bardzo wysoko. Jednak spotkał mnie kolejny zawód. Hoover nie wchodziła w szczegóły, nie rozwinęła tego, tylko raczej postać Maggie zrozumiałam jako „Jestem chora i umrę, więc powkurzam innych”. Może to płytkie, ale tak odebrałam właśnie tę bohaterkę i również to jej niezdecydowanie, olewanie wielu spraw i bycie taką na siłę wsadzoną w tę historię.

Im dalej, tym mniej sensu…

W dużej mierze za to otrzymaliśmy Syndey i Rigde’a, którzy starają się ułożyć wszystkie sprawy, jeszcze bardziej dorośleć, dostajemy również kilka fajnych piosenek. Jednak po tym, jak już byłam znużona i zirytowana wszystkim wydarzeniami, te piosenki nie robiły na mnie takiego wrażenia, jak powinny. Dodatkowo mam wrażenie, że całość ogólnie jest napisana na siłę, bo czytelnicy chcieli, bo kasa się trzepie… Jedno wiem na pewno, tak jak pierwszy tom, pamiętam do tej pory, tak niestety o tym mam ochotę zapomnieć i nie wracać tu już nigdy więcej. Tylko proszę, nie odbierzcie tej recenzji, jako atak na Hoover, czy cokolwiek innego. Mnie ta powieść po prostu zawiodła i straciła w oczach.

Czy polecam Maybe Now? No raczej nie. Jedynie dla kogo warto przeczytać tę książkę to Jake, ale o nim jest bardzo niewiele. Hoover ma dobry, lekki styl, który sam się praktycznie czyta, ale szkoda, że marnuje ten talent na takie, nic niewnoszące do życia historie.

Moja ocena 4/10

Pozdrawiam,

Wasza Dominika