
Księżycowy blask – zachwyca czy zniechęca?
Książka, o której opowiadałam w vlogu czytelniczym, którą porównywałam do innej serii książkowej. Księżycowy blask dostałam od Wydawnictwa Ibis, razem z Woodwalkers, którego recenzję już znajdziecie na blogu. Jednak ta jest inna. Tamta zaliczała się, jako dziecięco-młodzieżowa, ta tu, to młodzieżówka, jak się patrzy! Moje oczekiwania względem tego tytułu, były ogromne, w głowie tworzyły mi się scenariusze tego, co mnie czeka! Spodziewałam się dosłownie wszystkiego, ale przysięgam, że ta książka przeszła moje najśmielsze oczekiwania!
Emma jednego wieczoru kładła się spać z myślą, że jej mama powinna niedługo wrócić do domu. Jednak, gdy się obudziła, mamy nadal nie było, nie odbierała telefonu, a po chwili do ich domu przybyli policjanci, informując Emmę o śmierci rodzicielki. Nie mając rodziny w USA, wciąż w żałobie, musi przeprowadzić się z Waszyngtonu aż do Szkocji, do wujka. Wszystko zmienia się diametralnie – klimat, ludzie, szkoła. Jedyne, co pomaga Emmie to piękne widoki, które uwielbia przenosić na płótno. Liczna rodzina wujka, skutecznie odwraca uwagę Emmy od wszystkiego, co się wydarzyło, oraz poznanie Caluma. Chłopak jest tajemniczy, niesamowicie przystojny, ale i niezdecydowany. Raz chętnie rozmawia z dziewczyną, a innym razem z daleka posyła jej nieprzyjemne spojrzenia i ten jego sekret…
Czy Emma odkryje, co ukrywa Calum? O co tu tak naprawdę chodzi? I przede wszystkim, czy ta historia ma jakiś sens?
Kopia czy oryginał?
Wiecie, jakie miałam wrażenie, przez 1/3 książki? Moje myśli kierowały się jedynie pod jeden tytuł: „ZMIERZCH”! Serio, ta Szkocja, kojarzyła się z Forks, Calum z Edwardem, tylko główna bohaterka nie przypomniała Belli. Natomiast poboczni bohaterowie – nie wszyscy, kojarzyli mi się z postaciami z książki Stephanie Meyer. Klimat utrzymywany na początku był typowo Zmierzchowy i już traciłam nadzieję, że znajdę tam, cokolwiek wartościowego. A potem nagle, wszystko się odwróciło o sto osiemdziesiąt stopni i już nie wiedziałam, co się dzieje. Spamowałam wydawnictwu na Instagramie, ponieważ chciałam już wiedzieć, kim/czym jest Calum. Poważnie, już dawno żadna książka nie wywarła na mnie takich emocji, ostatnio chyba Okrutny Książę. A teraz Księżycowy Blask, który jest po prostu obłędny. Akcja, jaką wprowadziła autorka, ta fabuła i sama historia Caluma, jest niesamowita. Nasza wyobraźnia szaleje, serce bije szybciej, a emocje sięgają zenitu.
A co z bohaterami? Nie będę twierdzić, że ta książka jest idealna, bo nie jest, ma swoje wady, ale mieści się w granicach rozsądku. To samo tyczy się bohaterów. Mają swoje lepsze i gorsze strony. Czasami drażniła mnie główna bohaterka, jednak uważam, że każdy, kto straci jedynego rodzica, ma prawo popełnić parę błędów. Kolejny punkt to Calum, który był strasznie niezdecydowany, do prawie połowy książki, nie wiedział, co chce. Gdy tajemnica wyszła na jaw, akcja potoczyła się już szybko. Wtedy już wiedzieliśmy co i jak, ale i tak wiele razy byłam zaskoczona. Chyba trochę zabrakło mi więzi między wujkiem, a Emmą, który swoją drogą, bardzo mnie zdenerwował w jednym momencie i no liczę, że w drugim tomie będzie mądrzejszy. Jeśli chodzi o akcję końcową, emocje sięgały zenitu. Przerzucałam kartki, najszybciej jak mogłam, byłam ciekawa, co dalej. Nic nie mogło mnie jednak przygotować na takie zaskoczenie.
Co dalej z moim życiem?
A zakończenie jest okrutne, dlatego polecam zakupić od razu dwa tomy. Musiałam czekać na Księżycowy Czar, nim przeszedł i to były trudne trzy tygodnie. Na szczęście wydawnictwo obiecało mi już kolejne tomy oraz razem z nimi szykuję dla Was małą niespodziankę, którą ogłosiłam na FP! A wracając do pierwszego tomu, to chcę jeszcze powiedzieć, że autorka wykonała kawał dobrej roboty, jeśli chodzi o historie/legendy ze Szkocji i okolic. Oczywiście nie zabrakło potwora z Loch Ness, którego Marah Wolf naprawdę dobrze wykorzystała, ale nie zdradzę szczegółów! W ostatniej recenzji, jaką znajdziecie na blogu o Dzieciach krwi i kości, również wspominałam o legendach. Uważam, że to właśnie one najbardziej wyróżniają te dwie książki, spośród tylu podobnych tytułów.
Książki z gatunku fantasy aktualnie już nie są czymś zaskakującym ani nie posiadają już tej oryginalności. Przeważnie schemat goni schemat i robi się już nudno. Jasne, zdarzają się wyjątki, niestety rzadko. Księżycowy Blask na szczęście należy do tych ciekawych i intrygujących. Oczywiście można znaleźć tutaj jakiś schemat, jakieś podobne wątki, ale fabuła wynagradza wszystko. Czytuję naprawdę dużo książek fantastycznych, jednakże ta ma w sobie coś, co nie pozwala o niej zapomnieć. W tej chwili autorka trafia na listę moich ulubionych pisarek. Liczę, że drugi tom nie wypchnie jej z tej listy.
Podsumowując, Księżycowy Blask jest niesamowitą powieścią. Marah Wolf stworzyła intrygującą fabułę, wyjątkowych bohaterów i emocje, które zostają z nami na długo po lekturze. Pod koniec książki jesteśmy u kresu sił. Pierwszy raz w życiu chciałam przewinąć strony, by sprawdzić, co dalej i jak to się kończy. Gorąco polecam i po więcej informacji zapraszam TUTAJ
Moja ocena to 9/10
Pozdrawiam,
Wasza Dominika
Recenzja zrealizowana we współpracy z Wydawnictwem Ibis