First Last Song – Bianca Iosivoni: Recenzja

First Last Song

Gdy zobaczyłam, że nadchodzi premiera First Last Song, wiedziałam, że ta część będzie moja. Nie myliłam się. Poprzednie historie, były kompletnie różne, każda różnych bohaterach, totalnie innych charakterach. A gdy myślałam, że nic nie przebije aktualne części, pojawiała się następna i okazywała się inna i niesamowicie wciągająca. Czy First Last Song się sprawdziło? Zobaczcie poniżej!

Mason i Grace poznali się jakiś czas temu, ale nigdy nie ciągnęło ich do siebie. Rok temu, Grace wyświadczyła przysługę Masonowi i zaśpiewała w jego zespole, na koncercie, gdy akurat wokalistkę dopadła choroba. Teraz dziewczyna przychodzi do niego i prosi o oddanie przysługi. Chce, żeby Mason zrobił jej kilkutygodniowy trening wojskowy, w którym sam uczestniczył. Wszystko za sprawą bliskich, którzy sprawiają, że Grace czuje się gruba i chce schudnąć, by mieć trochę spokoju. Jednak jedna mała przysługa zmienia wszystko. Gdy Mason zaczyna pomagać Grace i zbliżają się do siebie, uświadamia sobie, że jego związek nie jest taki, jaki powinien być. Nie można robić sobie przerw, nie na tym to polega. A gdy jest z Grace, czas przepływa, jak przez palce, nie ma presji, po prostu otacza ich to, co oboje kochają – muzyka.

Niestety sielanka nie trwa wiecznie. Oboje mają problemy, które muszą przepracować i zobaczyć, czy odnajdą drogę do siebie.

Wszyscy chyba pamiętamy, jak poznaliśmy Masona w pierwszym tomie. Jeśli o mnie chodzi, to ja na pewno o nim nie zapomniałam i wiedziałam, że kiedy pojawi się tom o nim, to będzie mój ulubieniec. Za to Grace poznaliśmy, jako wroga, kogoś zimnego, wyrachowanego i kogoś, kto patrzy ponad wszystkimi innymi. I rozumiem, że nie przypadła do gustu wielu osobom. Sama miałam co do niej mieszane uczucia, ale w kolejnych częściach po trochu wynagradzała to. Jeśli zaś chodzi o First Last Song, to tutaj Grace nie ma przed nami tajemnic. Bardzo mi się podoba, jak autorka przedstawiła wątek presji, jaką mogą na nas wywierać bliskie osoby, byśmy byli „idealni”. I jasne, można by to ukazać inaczej, lepiej, ale myślę, że wersja w książce, jest na tyle prosta i jasna, że to wystarczy. A swoją prostotą potrafi chwycić na serce.

I tak narracja, jest dwuosobowa, ale mam wrażenie, że Grace zrobiła na mnie większe wrażenie. Wierzcie mi, miałam ochotę przytulić Grace i przytulić ze słowami „jesteś piękna i wartościowa, kto tego nie rozumie, jego strata”. Nie ujmując Masonowi, który jest świetnym facetem, umiejącym zadbać o kobietę, coś naprawić, ale również umiejący śpiewać i pisać piosenki. Totalne ciacho alert. Jednak pomimo tych wszystkich plusów, to bardziej w pamięci zapadła mi bardziej Grace. Jestem z niej dumna i z przemiany, jaką znajdziemy na stronach tej książki. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że gdyby była postacią prawdziwą, to chciałabym zacząć się z nią przyjaźnić, a co więcej, podziwiałabym ją bez końca. Jeśli podobały wam się poprzednie części, to ta podbije wasze serca. Moje podbiła i mimo że czytałam tę książkę dzień po premierze, mam ochotę przeczytać ją ponownie.

Kiedy wszystko inne się wali, zostaje ci tylko muzyka. Muzyka nie stawia pytań, nie wygłasza głupich komentarzy, nie daje rad, o które wcale nie prosiliśmy, po prostu jest. Tak długo, jak trzeba.

Niestety, jak możecie wiedzieć, First Last Song, znajduje się tylko w formie e-booka, i nie wiem, czy będzie w przyszłości papier. Również nie jestem pewna, czy wydanie jej tylko w formie elektronicznej jest przyczyną, aktualnego głównego tematu w kraju, czy po prostu sprzedaż poprzednich była słaba. Jednak, jeśli w przyszłości, nie pojawi się u nas papier, (wydawnictwo mi odpisało, że w najbliższym czasie nie planują wydawać papieru) to możecie być pewni, że pochwalę się na moich social mediach, jak kupiłam oryginał. Chciałabym mieć historię Grace i Masona, na swoich półkach, nawet jeśli będzie ona po niemiecku. Niestety nie czytam w tym języku, ale dla Bianci, jestem gotowa kupić i mieć.

O Biance musicie wiedzieć, że jej styl jest cudownie lekki, płynny, operuje prostymi słowami. A my spijamy historię ze stron i nic nie jest w stanie nas oderwać. Jej książki nie są nudne, pojawiają się schematy, ale gdzie teraz ich nie znajdziecie? Dla mnie jej powieści są idealne na każdą porę roku, nie ograniczałabym się. Bo cudownie jest usiąść pod kocem z herbatą i czytać. Równie bosko będzie na plaży, w parku (jak już będzie wolno), czy nawet w autobusie. Mogłabym czytać to wszędzie i bez końca, dniem czy nocą, bez różnicy.

Czy warto?

First Last Song jest ostatnią częścią serii i ubolewam nad tym, że musimy się już pożegnać z tymi bohaterami. Planuję wstawić posta o wszystkich tomach razem, byście bez problemu mogli zdecydować, czy warto po dany tytuł sięgać. Uważam, że warto, każdy tom wnosi coś innego, skrajne charaktery, a dzięki temu, nie jest nudno. Polecam Wam gorąco i dajcie znać, który tom, najbardziej Wam się podobał!

Moja ocena 8/10

Pozdrawiam,

Wasza Dominika

Zobacz, co możesz ogładnąć, gdy trzeba siedzieć w domu