#95 [PRZEDPREMIEROWO] Recenzja książki “Bez Słów” Mia Sheridan

Czasem słowa są zbędne, by się porozumieć, czasem wystarczy jedno spojrzenie, by ktoś stał nam się bliski.
Premiera: 30 marca
Book Toury to dla mnie nowość, jeszcze nigdy nie brałam w żadnym udziału, a już na pewno nie marzyłam o przedpremierowym. O tej książce wiedziałam tyle co z opisu i opinii zagranicznych blogerek, wydawała się ciekawa, ale trochę bałam się czy aby na pewno wpasuje się w moje gusta. Jednak zaufałam intuicji i kiedy tylko nadeszła możliwość przeczytania, nie wahałam się tylko rzuciłam wszystko i zaczęłam czytać. Pochłonięcie książki zajęło mi dosłownie kilka godzin, a to dlatego, że jest niepowtarzalna.
Czemu? Już mówię…

Bree z dnia na dzień spakowała większą część swoich rzeczy i wyjechała z rodzinnego Cincinati w Ohio, do niewielkiego miasteczka Pelion. Bardzo potrzebowała przenieść się gdzieś dalej, gdzie nikt jej nie zna i gdzie może uda się wrócić do normalności po strasznych przeżyciach, jakie miały ostatnio miejsce w jej życiu. Bree znajduje prace w knajpce w miasteczku jako kelnerka. Wszystko powoli zaczyna się układać, aż do momentu, gdy pewnego dnia poznaje Archera, który pomaga jej zebrać rozsypane zakupy, ale nie odzywa się do niej ani słowem. Plotki krążące po mieście mówią, że Archer jest samotnikiem, mieszka sam na obrzeżach miasta, z nikim nie rozmawia, ani się nie przyjaźni, niektórzy uważają go za dziwaka. Jednak kiedy Bree poznaje bliżej Archera, uważa go za przemiłego mężczyznę, którego skrzywdziło życie i nawet mu się nie dziwi, że stroni od ludzi. Tych dwoje od początku nawiązuje nić porozumienia, a wszyscy mieszkańcy są zszokowani. Tylko czy to dobrze, jak te odmienne światy się spotykają? Czy Bree i Archer są w stanie utrzymać tę znajomość na przyjaznym gruncie?
„– Spokój – szepnęłam i dmuchnęłam wprost w puchatą kulę.

Patrzyłam, jak nasionka fruną w powietrzu, niesione delikatnym wiatrem i miałam nadzieję, że zaniosą moją prośbę do kogoś, kto ma moc zmieniania marzeń w rzeczywistość.”
Na początek to muszę powiedzieć: kocham, kocham, kocham. Kiedy zaczęłam czytać, spodziewałam się zwykłej powieści New Adult, wiecie; trudne życie, nowy początek, wielka miłość, potem jakaś rozterka i happy end, ale tutaj to po prostu Wow. Nawet w najśmielszych snach nie wyśniłabym tego, co znajduje się na stronicach tej powieści. Emocje jakie mnie zaatakowały były tak gwałtowne i mocne, że w jednej chwili śmiałam się głos, a za dosłownie chwilę roniłam wielkie łzy, które płynęły po moich policzkach strumieniami. Myślałam, że to typowa powieść na wiosenny dzień, lekka i przyjemna, ale bez jakiegoś wielkiego szału, a okazało się coś zupełnie innego. Ta książka wydaje mi się być idealna na każdą porę roku, każdy dzień i można ją czytać bez końca. Gdy doczytałam ostatnie zdanie, miałam ochotę przewinąć do początku i czytać zaś od nowa – tylko tym razem uzbrojona w chusteczki.
Bree szybko zyskuje zaufanie innych ludzi, jest przyjazna, pomocna i mimo trudnych wydarzeń z przeszłości stara się wrócić do normalności. Chce stać się na powrót tą samą osobą, którą była kiedyś, tylko nie wie jak uporać się z traumą i koszmarami. Pelion ma być jej nowym początkiem, miejscem gdzie może ułoży sobie życie na nowo.
Archer skryty, samotnik, który nie rwie się do pogawędek z mieszkańcami. Woli swoje towarzystwo, swoich zwierząt i ogrodu, o który dba. Do momentu, gdy zobaczył Bree, nie potrzebował kontaktu z innymi, ale ta dziewczyna ma jakąś energię, która powoli budzi go do życia i sprawia, że się uśmiecha.
Tych dwoje łączy coś niesamowitego, choć do końca nie zdają sobie z tego sprawy, nawet czytelnik nie wie czego się spodziewać. Autorka tak operuje językiem, fabułą i emocjami, że jesteśmy pochłonięci przez losy Bree i Archera od pierwszych do ostatnich stron. Nie dajcie się zwieść temu, że to tylko powieść New Adult, bo uważam, że to jedna z lepszych książek jakie przeczytałam w tym roku, a było ich już trochę. „Bez Słów” wywołało we mnie fale uczuć, byłam zdruzgotana i jednocześnie zakochana. Do tej pory nie znałam Mii, ale od teraz jestem jej wielką fanką i jestem pewna, że przeczytam jej wszystkie książki.
Nieznajomy miał oczy koloru whisky, o głębokim wejrzeniu, ocienione długimi, ciemnymi rzęsami. P i ę k n e oczy.

Kiedy tak na niego patrzyłam, poczułam, jak coś przeskakuje między nami w powietrzu. Miałam wrażenie, że gdybym spróbowała schwycić tę energię, dotknęłabym czegoś miękkiego i ciepłego.”
Chciałabym jeszcze dodać parę zdań o scenach erotycznych jakie znajdziemy wewnątrz „Bez Słów”. Widziałam, że parę osób, które przeczytały tę pozycję uważają, że scen łóżkowych jest za dużo i nie pasują do kontekstu książki. Jednak ja uważam, że idealnie się wpasowują, nie psują nic, nie wywołują niesmaku, jak dla mnie oddają to co czują bohaterowie. Dodatkowo sądzę, że autorka odwaliła kawał dobrej roboty, bo nie każdy umie napisać dobre sceny erotyczne, a te w książce są dobre, i to jeszcze jak. Rumieńce na policzkach gwarantowane!
Polecam wam historię Bree i Archera, bo warto, na sto procent warto. Wiem, że często wam to powtarzam, ale tym razem to szczera prawda, a ja jestem prze szczęśliwa, że mogłam ją przeczytać przedpremierowo.
Moja ocena to 10/10, a nawet dałabym więcej, gdyby nie koniec skali.
Pozdrawiam,
Wasza Dominika
Wydawnictwo: Otwarte
Autor: Mia Sheridan
Oryginalny tytuł: „Archer’s Voice”
Stron: 400
Za udział w Book Tour i książkę dziękuję Wydawnictw u Otwarte i Książkowe „Kocha nie kocha”