#89 [PREMIEROWO] Recenzja książki “Kamień i sól” Victoria Scott

Nie zawsze przygody, jakie przyszykowało nam życie są cudowne i pełne zabawy. Nieraz się okazuje, że Twoja przygoda jest pełna niepewności i strachu, a zakończenie jest nieznane.

Premiera 17 lutego!

Wydawnictwo IUVI rozpieściło swoich czytelników i rozesłało im przedpremierowe egzemplarze. Szczęście chciało, że znalazłam się w tym gronie, a nieszczęście sprawiło, że dopiero w weekend miałam czas usiąść i zabrać się za czytanie. Pierwszy tom był niesamowity i wzbudził moją ciekawość, chciałam więcej od momentu, gdy skończyłam czytać pierwszą część. Losy Telli były inne niż we wszystkich innych książkach, dlatego tak wyczekiwałam drugiego tomu.
Przeczytałam i teraz czas na opinie. Tylko czy podobała mi się ta książka?
Tella przetrwała dwa etapy w Piekielnym Wyścigu; dżungla i pustynia już za nią i jej przyjaciółmi. Teraz mają dwutygodniowy odpoczynek, by nabrać sił i wyleczyć rany, jakie pojawiły się na pustyni. Jednak niedługo wraz ze swoimi pandorami będą musieli ruszyć dalej. Kolejne etapy to ocean i góry – organizatorzy Wyścigu przygotowali jeszcze więcej przeszkód i utrudnień, podczas których odpadnie większa część uczestników. Nikomu nie można ufać, nigdy nie wiadomo, z której strony padnie cios, w końcu każdy przybył tylko po to, by zdobyć lek. Jedyny Guy zdaje się martwić o Tellę i jej pomagać, ale nawet on nie jest do końca szczery. Tella ma nie lada problem, bo chce wygrać lek dla Cody’iego, ale jednocześnie bardzo zbliżyła się do osób, które biorą udział w Piekielnym Wyścigu. Co zrobi dziewczyna, gdy organizatorzy utrudnią jeszcze bardziej, a z każdego zacznie wychodzić „prawdziwe ja”. Co się dzieje ze wszystkimi, gdy kończy się Wyścig? Kto zwycięży, a kto będzie największym przegranym?
Helikopter przypomina kruka na morzu błękitu. Gdy się zbliża, coraz bardziej wygląda jak plama czarnej farby, którą mogłabym zetrzeć z nieba opuszką kciuka. I nagle staje się tylko tym, czym jest w rzeczywistości – źródłem nadziei. Albo strachu.”
Na początek mogę tylko powiedzieć „O kurczaczki”. Muszę przyznać, że tak jak pierwszy tom był fajny, tak ten jest prze genialny. Akcja, jaka ma miejsce w książce – wbija w fotel, nie mogłam się oderwać od czytania. Autorka przeszła samą siebie, nic w tej powieści nie jest naciągane. Czasem, gdy się dużo dzieje, to w końcu przestajemy się ekscytować, a tutaj… kiedy bohaterowie muszą zmagać się z kolejnymi zadaniami, przeszkodami, to krew w naszych żyłach płynie szybciej. Opisy są tak dopracowane, że wyobraźnia sama nasuwa nam kolejne wizje. Widzimy i czujemy się prawie tak jak bohaterowie. Dodatkowym i przeogromnym plusem są Pandory!!! Boże, kocham te zwierzątka i chciałabym je wszystkie u siebie w domu.
Tella dorosła przez czas, jaki spędziła, biorąc udział w Wyścigu. Dojrzała, jest całkiem inną dziewczyną, nie zmieniła się tylko w trosce o bliskich. Nadal martwi się o Cody’iego, ale także o osoby, z którymi jest w drużynie. Wie, że każdy z nich walczy dla kogoś z rodziny. Z jednej strony chciałaby im pomóc, a z drugiej wie, że jeśli to zrobi to przegra. Z każdym kolejnym etapem jest jej coraz trudniej, ale ogromnym wsparciem są jej Pandory, które pilnują, by Telli nie stało się nic złego. Dziewczyna zyskała zaufanie niektórych uczestników, ale także zwierząt, które obdarzyły ją troską. Tylko co z tego wyniknie? Czy Pandory pomogą Telli wygrać? Czy ona w ogóle wygra?
Ciemno.

Zimno.

Mokro.
Racjonalne myśli znikają i zmieniam się w maszynę. Wypłyń na powierzchnię. Płyń w górę. Dalej. Ruszaj nogami, ruszaj nogami. Nie wierzę, jak głęboko zanurkowałam, jak długo muszę wypływać na powierzchnię.”

Wielu osobom, którym opowiadałam o Pandorach, kojarzyło się od razu z pokemonami, chyba każdy czytelnik w takiej chwili ma ochotę wołać o pomstę do nieba. Victoria Scott przeszła samą siebie z tym pomysłem, to właśnie ją wyróżnia spośród tych wszystkich przygodówek. Były Igrzyska Śmierci, Więzień Labiryntu – zapewne masa innych, o których zapomniałam i tutaj pojawiły się Pandory, które są wisienką na torcie. Mnie rozkochały i zapragnęłam je u siebie, nawet do własnego psa mówiłam „Będziesz moją małą Pandorką?”. Dużym plusem książki i całej fabuły jest podział na etapy: dżungla, pustynia, woda, góry, jeszcze nie spotkałam się z czymś takim. Kolejna zaleta to język, jakim jest napisana książka, nie jest trudny, ale i niekolokwialny. Czytanie tak napisanej powieści to sama przyjemność. Jedyne co mnie nie zadowoliło to zakończenie książki, które nadeszło tak szybko i niespodziewanie, a ja chciałabym wiedzieć jeszcze więcej.
Victoria Scott jest młodą matką i żoną, jestem pełna podziwu dla niej, że dała radę napisać tak, dobrą powieść z małym dzieckiem. Teraz za granicą wychodzi jej kolejną powieść „Titans”, którą u nas będziecie mogli przeczytać w wakacje, dzięki Wydawnictwu IUVI.
Polecam wam „Kamień i sól”, bo jest boska, cudowna, ekscytująca i gwarantuję wam przy niej wspaniałą zabawę! Mnie porwała po całości, nie mogę się doczekać kolejnych książek autorki i już w tej chwili mogę wam zdradzić, że Victoria zgodziła się odpowiedzieć na kilka moich pytań, także spodziewajcie się niedługo wywiadu!!
Moja ocena to 9/10
Pozdrawiam,
Wasza Dominika
Wydawnictwo: IUVI
Autor: Victoria Scott
Oryginalny tytuł: „Salt&Stone”
Stron: 368
Za książkę dziękuję