Życie nie zawsze przypomina bajkę, nieraz jest to walka o przerwanie. Każdy dzień to nowe wyzwanie. Jednak czy dziecko może wygrać z dorosłym?
Dzisiejsza książka, jaką chce Wam przestawić, jest moją pierwszą powieścią od tego wydawnictwa. Kiedy zobaczyłam jakie perełki mają na styczeń, nie mogłam się zdecydować na tę jedną jedyną, bo wszystko wyglądało zachęcająco. Jednak po przemyśleniu, zdecydowałam się na „Emma i ja”, gdyż od pierwszej chwili mnie zainteresowała i wiedziałam, że muszę ją przeczytać jak najszybciej. Niestety opieka nad siostrzenica i inne rzeczy sprawiły, że musiałam poczekać z czytaniem tej książki aż do weekendu i dopiero wtedy do niej przysiadłam, a i tak cały czas coś odrywało mnie od czytania. Lecz przeczytałam i jak najprędzej, zabrałam się do recenzji, by podzielić się z Wami moimi odczuciami.
Jeśli ciekawi Was ta powieść to rozwińcie i przeczytajcie recenzję!
Carrie ma 8 lat, była szczęśliwa i beztroska do czasu, aż zabito jej ojca, a mama po pewnym czasie wyszła ponownie za mąż. Richard jest zły do szpiku kości, pije i znęca się fizycznie nad całą rodziną. Carrie ma za cel unikać Richarda i uchronić przed nim młodszą siostrę Emmę. Obie starają się nie wchodzić w drogę ojczymowi, wiedzą, że jeśli go zdenerwują, źle to się skończy, a mama i tak im nie pomoże. W chwilach, kiedy nie muszą być w domu, są beztroskie jak dzieci, uwielbiają się bawić, chodzić do szkoły, a nawet pomagać sąsiadkowi w sklepie, jednak kiedy przychodzi czas wracania do domu, obie zaczynają się bać. Nie wiedzą co tam zastaną, nie wiedzą, w jakich humorze będą Richard i mama, nic nie wiedzą. Takie historie prawie nigdy nie mają happy endu, jak skończy się historia Carrie i Emmy? Czy zdołają uniknąć tragedii?
„Richard. Ten facet nie jest podobny do żadnej postaci z bajek czytanych na dobranoc. Wierzę mamie, gdy mówi, że różni się od tatusia jak noc od dnia. Bo przecież człowiek, do którego ludzie ustawiają się w kolejce, żeby kupić od niego wykładzinę, musi sprawiać sympatyczne wrażenie, prawda? Mama mówi, że tak właśnie było z tatusiem. Richard nie jest nawet w połowie tak sympatyczny.”
W tej chwili mogę Wam już powiedzieć, że książka jest genialna. Mimo tego, że czytałam ją z przerwami, to byłam poruszona. Kiedy brałam w ręce tę powieść, nie spodziewałam się takiej wielkiej skali emocji, jakich doświadczyłam. Nie przewidziałam tego, że czytając końcówkę, będę płakać. Są książki, kiedy podczas czytania uronię łzę, czy dwie, ale są też takie, kiedy podczas czytania muszę przerywać co parę linijek, by wziąć głęboki wdech i wytrzeć oczy, bo nie widzę literek. „Emma i ja” należy do tej drugiej grupy. Rzadko zdarza mi się, by jakąś książka mnie poruszyła do tego stopnia, że budząc się w nocy, nadal o niej myślę, że pisząc recenzję następnego dnia, nadal mam łzy w oczach, na myśl o tym, co przeczytałam.
Carrie (Caroline) kochała swojego tatusia, a on ją. Gdy żył, była najszczęśliwszym dzieckiem na ziemi. Nie miała żadnych trosk, była po prostu dzieckiem, które żyje pełnią życia. Jednak kiedy tatuś zostaje zastrzelony, wszystko się zmienia, nie tylko Carrie, ale także jej mama, która jakby zapadła się w sobie. A potem pojawia się ojczym i jest gorzej niż do tej pory. Caroline mimo ośmiu lat, musi często zachowywać się jak dorosła osoba, musi dbać o Emmę, bo wie, że ta jest za mała, by sobie sama poradzić. Jednak czasem, rozmawiając z Emmą, ma wrażenie, że to jej siostra jest mądrzejsza i bardziej dojrzała. Obie siostry muszą się chronić nawzajem. Nie wszystko wydaje się takie, jak powinno być, nie wszystko jest takie, jak się widzi. Jedna tragedia goni drugą, trzeba nerwów ze stali, by to przerwać. Tylko kto przetrwa?
„Mam osiem lat – o dwa lata więcej niż Emma, ale jestem drobna, więc ludzie często myślą, że jesteśmy niepodobnymi do siebie bliźniaczkami. My też tak o sobie myślimy. Ale chciałabym być bardziej podobna do Emmy. Ja na widok cykady krzyczę ze strachu, a ona w ogóle się nie boi, tylko bierze ją do ręki i wynosi na zewnątrz.”
Przyznaję, że w miarę czytania mniej więcej wiedziałam, co się wydarzy, wiedziałam, że happy end to nie tutaj, nie odłożę książki na półkę z uśmiechem i myślami „Ale to było piękne”. Ta książka nie jest piękna, nie jest radosna, nie spędzicie przy niej chwil śmiejąc się z wydarzeń. Ta książka jest prawdziwa, ona przede wszystkim, pokazuje rzeczywistość taką, jaka ona jest, nie ma tutaj złudnej nadziei, że będzie lepiej, bo w takich chwilach nigdy nie wiadomo co się wydarzy, nigdy nie wiemy, kiedy padnie cios. Powiem kolokwialnie, ale ta książka totalnie mnie rozwaliła. Nie będę układać tego w piękne zdania, bo nie da się opisać tej powieści ładnie. „Emma i ja” to powieść brutalna, ściągnie na ziemie z chmur każdego marzyciela, chyba każdy, kto ją czytał, uronił przy niej łzy.
Obok tej książki nie da się przejść obojętnie, nie można o niej powiedzieć, że jest oklepana. Jeśli jest się osobą bardzo uczuciowa i empatyczną, to ta powieść poruszy, każdą strunę w sercu, taka osoba się nie oderwie. Ci co są bardziej „twardsi” przeczytają i powiedzą, że dobra książka o życiu, o tym co się dzieje w domach gdzie jest przemoc. Jednak chyba nikt nie powie, że to zła historia, że choć raz w ciągu czytania nie poczuło się uścisku w żołądku. Uważam, że powinni przeczytać ją ludzie w różnym wieku, by do jak największej ilości serc dotarła i by ludzie przestali być obojętni na takie wydarzenia.
Mogłabym pisać tak bez końca i zachwalać każdy aspekt, który mi się podobał. Mogłabym dużo powiedzieć, ale po co? Lepiej Wam powiem, byście po prostu ją przeczytali! Nie brońcie się, sięgnijcie po tę książkę i ją po prostu przeczytajcie, a gwarantuję Wam dobrze spędzony czas. Warto mieć ją w rękach, na półce, ale przede wszystkim w sercu.
Moja ocena to 10/10, nie mogę mniej, a żałuję, że nie mogę więcej.
Pozdrawiam i przeczytajcie!!
Wasza Dominika
Wydawnictwo: HarperCollns
Autor: Elizabeth Flock
Oryginalny tytuł: „Me&Emma”
Stron: 384
Data premiery: 13 stycznia 2016r.
Za książkę dziękuję