#150 Recenzja książki “Szklany Tron” Sarah J. Maas

Czasem wyjście z piekła nie jest nagrodą, a tylko początkiem innej długiej i cięższej kary.
Gdy słyszę nazwisko tej autorki, jestem jak surykatka, która wyskakuje z nory i się rozgląda wkoło, by znaleźć osobę, która wymówiła te trzy słowa „Sarah J. Maas”. Jestem zakochana w jej twórczości, serie Dworu uwielbiam i prawie wszyscy wiedzą, że nie mogę się doczekać trzeciego tomu. Jednak zanim to nastąpi minie kilka miesięcy i musiałam zatkać czymś dziurę w sercu, dlatego sięgnęłam po serie Szklany Tron. Pierwszy tom czekał na mnie bardzo długo, chyba aż trzy tygodnie, ale bałam się. Po Dworze moje oczekiwania były ogromne, jak nie większe, naprawdę poprzeczkę ustawiłam bardzo wysoko. Odwlekałam moment, gdy będę musiała usiąść i wziąć tę powieść w dłonie, bałam się, że nie okaże się to na tyle dobra, a ja będę musiała postawić słabą ocenę. Jednak w tym tygodniu przezwyciężyłam strach i zabrałam książkę z półki i zaczęłam czytać. A co znalazłam w środku?
Celaena przez prawie całe swoje życie uczyła się jak być najlepszą zabójczynią, jak być nie do pokonania i dlatego spędziła ostatni rok na karze w kopalni na niewolniczej pracy. Miała tam spędzić resztę życie, ale nieoczekiwanie do kopalni przybywa książę Dorian, który składa Celaenie propozycje nie do odrzucenia. Dziewczyna ma walczyć z najlepszymi o posadę Królewskiego Obrońcy. Niby prosta sprawa, Celaena jest pewna swojej wygrany do chwili, aż poznaje swoich przeciwników i kiedy oni zaczynają umierać w tragiczny sposób. Nikt nie wie kim jest morderca, wkoło panuje strach, a na dodatek, dziewczyna nie może przyznać się, że jest zabójczynią. Celaena musi na siebie uważać, nie może przegrać, musi walczyć do ostatniego tchu, ale sprawy nie ułatwia książę Dorian, który zanadto interesuje się dziewczyną. Co zrobić, kiedy w zamku czai się wróg, nikt nie wie jak on wygląda, a sprawy zaczynają wyglądać coraz gorzej? Kto stoi za tymi śmierciami i przede wszystkim, co zaczyna się dziać z Celaeną?
„– Co się stało? – spytał Dorian.
Oczy dziewczyny błysnęły chłodno i z zacięciem.
– Coś we mnie pękło i tyle – wyjaśniła.
– Tylko tyle masz do powiedzenia? – spytał kapitan Westfall i spojrzał na młodego księcia. – Zabiła nadzorcę i dwudziestu trzech strażników, zanim ją w końcu złapano. Od muru dzielił ją dosłownie żabi skok. Strażnikom udało się ją ogłuszyć w ostatniej chwili.”

Zostałam porwana i to nie przez byle kogo, ale przez najlepszą autorkę na świecie. Sarah J. Maas porwała mnie do niesamowitego świata (kolejny raz), nie bawiła się w uprzejmości, ale brutalnie wrzuciła mnie na głęboką wodę, gdzie nie miałam innego wyjścia, tylko nauczyć się pływać i popłynąć z nurtem akcji. Kolejny raz poznałam niesamowitą historię, która okazała się inna od wszystkich, nie jest oklepana, ani łagodna, ta autorka potrafi idealnie wyważyć emocje i akcje. Mimo że na początku się bałam, to już po kilku stronach zapomniałam o strachu, nie mogłam się oderwać, a nawet na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Jedną z rzeczy, za którą uwielbiam tę autorkę to, że nie tworzy nijakich bohaterek. Zawsze mają pazura, nie są to takie ciche, szare myszki, które trzeba ratować z opresji. W Szklanym Tronie, jak i Dworze… spotkałam silne i samodzielne bohaterki, które nie potrzebowały rycerza w lśniącej zbroi, by je uratował, same mogą to zrobić.
Podczas czytania spotkałam się z określeniem, które poznałam w Dworze „Fae”, nie chcę spoilerować, więc powiem, że to ma związek z magią i magicznymi stworzeniami. Jak tylko usłyszałam tę nazwę, wiedziałam, że jestem w domu. To określenie sprawiło, że odprężyłam się i dałam się porwać, nie musiałam się martwić o to, że mi się nie spodoba. Historia towarzyszyła mi przez wieczór i przez cały następny dzień, czytałam nawet wtedy, kiedy pilnowałam siostrzenicy, a potem, gdy zostało mi 15 stron, musiałam przerwać czytanie na dwie godziny. Uważam, że czytelnik nie powinien musieć robić takich trudnych rzeczy, szczególnie jeśli książka mu się podoba i jest zakochany w autorce.
Nazywam się Celaena Sardothien – szepnęła. – Choć moje imię nie ma znaczenia. Możesz mnie nazywać Celaeną, Lillian albo suką, a ja i tak cię pokonam.”

Sarah J. Maas moim zdaniem jest mistrzynią. Pewnie już nie raz i nie dwa ode mnie to słyszeliście, ale zapewne jeszcze nie raz to powiem, bo to prawda. Z każdą kolejną jej książką, jestem porywana do innego świata, do innej bajki, i mimo że te historie się różnią to kreacja bohaterów, stworzone krainy i przede wszystkim fabuła. To wszystko jest genialne i niepowtarzalne, a ja się czuje, jakby mogła wejść do miejsca, które zostało wymyślone po to, bym mogła się oderwać od pracy, rzeczywistości i przenieść się gdzieś, gdzie poznam bohaterkę, która stanie się bliska memu sercu.
Oczywiście polecam wam tę powieść, no po prosto to Sarah, to trzeba przeczytać. W tej chwili wiem, że przeczytam kolejne tomy i trzy następne już do mnie jadą, bo chcę zobaczyć co dalej z Celaene. Nie jest to Dwór, ale i tak uwielbiam i chętnie poznam waszą opinię o tej książce.
Moja ocena to 9/10
Pozdrawiam,
Wasza Dominika
Wydawnictw: Uroboros
Autor: Sarah J. Maas
Oryginalny tytuł: Throne of Glass
Stron: 520
Data premiery: 25 czerwca 2013r.
Za książkę dziękuję