Pierwszej miłości nigdy się nie zapomina, nawet wtedy, gdy już nie chce widzieć tej osoby, to Twoje serce, mówi co innego.
Seria Dimily jest bardzo znana i bardzo kontrowersyjna. W Polsce osiągnęła status kiedy albo się ją kocha, albo nienawidzi. Czytelniczki są gotowe walczyć do upadłego o swoje zdanie i nie poddadzą się, nie pozwolą opluć tej historii. Kiedy zaczęłam czytać tę serię, od razu wiedziałam, że moja miłość do niej sięgnie tak wysoko, jak After. Chociaż wśród moich znajomych budziła ogromną kontrowersje i byli tacy, którzy mówili, że to ohydne, ja broniłam Eden i Taylera. Nawet teraz bronię tej serii, a ona stoi u mnie na półce ulubionych, dlatego teraz kiedy powoli zbliża się premiera, zaczęłam nękać Wydawnictwo Feeria Young, by podarowali mi przedpremierowy egzemplarz. Nie miałam innej opcji i musiałam przeczytać jak najszybciej (pisanie recenzji zajęło mi trochę więcej czasu :D).
Eden ma za sobą ciężki rok. Dwanaście miesięcy bez chłopaka, którego kochała, a który ją zostawił po tym, kiedy ogłosili rodzinie, że są razem. Przez cały rok Eden była wytykana palcami, jako ta, która kocha swojego przyrodniego brata. W domu Jamie i ojciec cały czas są na nią wściekli i o wszystko ją obwiniają. Jedynymi osobami, które jej pomagają i na które może liczyć, to Rachel i jej mama. Nawet Ella, która zdaje się ją rozumie, ciągle przemyca jakieś informacje o Tylerze, których Eden nie chce słyszeć. Dziewczyna cierpi, bo Tyler zostawił ją z tym wszystkim i nie odezwał się przez ten cały czas, aż pewnego dnia wraca do domu, jakby nigdy nic i myśli, że wszystko wróci do normy, ale tak nie jest…. Eden jest na niego wściekła, zraniona i przede wszystkim czuje się zdradzona, przez to gdzie on przebywał. Gdyby tego było mało, Tyler wrócił całkiem odmieniony, jako zupełnie inny chłopak niż rok temu. Ta dwójka będzie musiała nie tylko stawić czoła rodzinie, ale także dojść do porozumienia z tym co do siebie czują.
„Jestem wściekła, zdezorientowana, smutna i poirytowana, a moje milczenie sprawia, że mama jeszcze bardziej się niepokoi. Z trudem przełykam ślinę i mówię:
– Tyler wrócił.
Z chwilą, gdy wypowiadam te słowa, wybucham płaczem.”
Seria Dimily jest dla mnie czymś szczególnym, bardzo czekałam na ten ostatni tom, na to ostatnie spotkanie z Eden i Tylerem. Po poprzednich dwóch częściach byłam gotowa na wielkie bum, na coś takiego, że mnie rozłoży na łopatki i sprawi, że człowiek nie może się podnieść ani zapomnieć. Poprzednie tomy były takie i naprawdę liczyłam na zakończenie w wielkim stylu. Jednak nieco się zawiodłam. Czemu? Otóż według mnie historia straciła napięcie, które towarzyszyło jej do tej pory. Mimo że powszechnie wiadomo, że w ostatnich tomach, wszystko musi pięknie i idealnie, to tutaj mi zabrakło pazura jakiego miała ta historia. Oczywiście nadal kocham Eden i Tylera i ich miłość, widzę jak dojrzał Tyler przez ten rok i się zmienił, wyszło mu na to dobre, ale razem z Eden czekałam na jego wybuchy, kłótnie i bójki, ale cóż… zmienił się, stał się odpowiedzialny, dojrzały i opanowany, co jest dziwne patrząc na to, jaki był kiedyś.
„Chcę wrócić do ubiegłego lata. Chcę siedzieć na dachu nowojorskiej kamienicy i słuchać, jak Tyler szepce do mnie po hiszpańsku. Chcę, żeby Dean nie został skrzywdzony i żeby ojciec, Ella, Jamie i wszyscy naokoło zrozumieli. Chcę, żeby Tyler został.”
Ciężko mi pisać tę recenzję, gdyż moje serduszko się smuci z powodu zakończenia tej serii, ale także obniżonego poziomu ostatniego tomu. Bardzo widać, że Estelle pisała pod dużą presją, spieszyła się i nie bardzo miała już pomysłu jak to dalej pociągnąć. Ogromnie mi przykro, bo przez chociaż połowę książki, powinno towarzyszyć nam to napięcie, które tak pokochaliśmy, a go nie było, zamiast tego było…. spokojnie? Prócz momentów, gdy Eden musiała radzić sobie z wrogością ojca i Jamiego, który robił wszystko by uprzykrzyć jej życie. W takich chwilach naprawdę pojawiały się emocje, a raczej wściekłość, która mnie ogarniała widząc jak oni ją traktują. Miałam ochotę sama im wykrzyczeć co z nimi jest nie tak, że powinni wspierać Eden, a nie ją gnoić w tej bolesnej sytuacji. Szczególnie miałam dość Jamiego, ten mały gnojek doprowadzał mnie do czystej pasji, miałam ochotę mu po prostu walnąć. Gdyby to na mnie trafiło, to na pewno nie pozwoliłabym do siebie tak się zwracać i dlatego było mi tak szkoda Eden, że musiała przez to przechodzić.
„– Myślisz, że nadal cię kocha? – pyta Rachael, gdy zaczyna się czołówka kolejnego odcinka, i jednocześnie ścisza dźwięk.
Nie wiem, skąd ta nagła zmiana tematu, ale kompletnie mnie ona zaskakuje.
(…)– Nie chcę, żeby tak było – odpowiadam schrypniętym głosem.”
Jednak jeśli miałabym podsumować całą serię, to uważam ją za bardzo udaną i godną polecenia. Estelle Maskame stworzyła nietuzinkową historię, którą pokochały miliony czytelniczek na całym świecie. Wyróżnia ją nietypowa miłosna relacja jaka łączy bohaterów, emocje jakie zostają nam przekazane, a także super okazja zobaczenia wielu miejsc oczami autorki. Pierwszy tom wprowadził nas w tę niestandardową historię, drugi tom był niczym cios prosto w serce, od którego zakochaliśmy się na zabój, a trzeci tom nas uspokaja i przygotowuje na zakończenie tej serii. Mnie ich miłość całkowicie uwiodła i nie mogłam się oprzeć.
Polecam Wam tę książkę, ten tom, ale jak i całą serię. Może i zostawia niedosyt, może i jesteśmy odrobinę zawiedzeni, ale to nadal niepowtarzalne Dimily, które kocham.
Moja ocena to 8/10
Pozdrawiam,
Wasza Dominika
Wydawnictwo: Feeria Young
Autor: Estelle Maskame
Oryginalny tytuł: „Did I mention I miss You?”
Stron: 368
Data premiery: 26 października 2016r.
Za książkę dziękuję