#115 Recenzja książki “Tytany” Victorii Scott

Pęd kopyt, krzyk fanów, wielkie nadzieje i wielkie przegrane. Kiedy wyścig się zaczyna, nie ma miejsca na wahanie, ani błędy, trzeba walczyć o przetrwanie.
Victoria Scott to pisarka, która głęboko zapadła mi w sercu. Jej seria „Ogień i woda” spodobała mi się bardziej niż „Igrzyska Śmierci”, do których wielu porównuje tę serię. Teraz Victoria pojawiła się z czymś całkiem nowym na rynku z Tytanami i powiem wam, że w życiu nie czytałam czegoś takiego, jestem pewna, że wy także. Jeszcze bardziej cieszę się z tej książki, gdyż miałam okazję przeprowadzić wywiad z Jessicą (znajdzie go TUTAJ). Zapraszam was na moją opinię tej książki, mam nadziej, że pomogę wam zdecydować czy warto kupić, czy raczej odpuścić.

Astric od dziecka fascynowała się Tytanami, te pół konie, pół maszyny, stały się dla niej zakazanym owocem. Jako nastolatka nadal kochała Tytany, marzyłaby zostać dżokejką i móc się na jakimś ścigać. Wiedziała jednak, że to nierealne marzenia, gdyż dziewczyna z jej sfery nie ma szans, by dostać się elity najlepszych i bogatych. Nie przeszkadzało jej to marzyć. Wszystko się zmienia, gdy ojciec Astrid traci pracę, a wszystkie oszczędności przepuścił na zakładach bukmacherskich. Możliwe, że Astrid będzie musiała się przeprowadzić do innego miasta czy stanu, nie chce tego, bo tutaj ma swoją najlepszą przyjaciółkę, by do tego nie dopuścić, dziewczyna jest gotowa zrobić wszystko. Okazja nadarza się szybciej niż myśli. Astrid może dosiąść prawdziwego Tytana, może się ścigać, może wygrać, a wtedy wszystkie problemy się same rozwiążą. Tylko czy to jest dobry pomysł? Tytany są niebezpieczne, wiele dżokejów już umarło podczas derbów, uczestnicy są bezlitośni, nie ma tutaj przyjaźni, a już na pewno nie z dziewczyną, która pochodzi z klasy robotniczej.
Biegną, a ziemia drży pod moimi stopami. Para bucha z ich nozdrzy, oczy wyznaczają szkarłatną ścieżką, a ciała uderzają o siebie nawzajem, stal o stal. Gdy tytany z łoskotem przetaczają się obok mnie, twarz rozciąga mi się w uśmiechu. Obserwowanie ich przypomina całowanie rozpędzonego pociągu. Taniec z huraganem. Konie są przerażające i jednocześnie piękne. To bezmyślne bestie, ale w światłach stadionu, gdy ich ciała przemierzają tor jak duchy, są wspaniałe.”
Przyznaję się, że jestem totalnie zaskoczona tą książką, nie spodziewałam się, aż takich emocji i takiej niesamowitej historii. Jestem w szoku, że książka wciągnęła mnie do tego stopnia, że nawet ze spuchniętymi oczami (ach alergia) czytałam i nie miałam zamiaru przestać. Może zacznę od tego, że kocham konie, są to niesamowite zwierzęta, ale bywają niebezpieczne, jeśli nie będziemy się z nimi uważnie obchodzić. Tak też jest z Tytanami, to nadal konie, ale mają w sobie maszynę, którą możemy kontrolować, ale czy na pewno? Emocje, jakie towarzyszyły bohaterom, były również ze mną. Victoria genialnie oddała gwar, atmosferę i żargon, jaki panuje na derbach, dosłownie ma się wrażenie, że stoi się obok Astrid i razem z nią doświadcza się tych wszystkich rzeczy. Ale, ale, ale, (zdania nie zaczyna się od „ale”, jednak musiałam), najbardziej ze wszystkich postaci pokochałam Gałgana, nie będę zdradzać wam kto to, ale przysięgam, że go uwielbiam, jego dowcip, przyjaźń, geniusz umysłu. Tą postać chciałabym znać w życiu realnych, nie chce, by był tylko wyobrażeniem.
Jednak nie tak, że powieść jest bez skaz. Czasami strasznie irytowało mnie zachowanie bohaterki i to, co robiła lub to, czego nie robiła. Miałam ochotę na nią krzyczeć, by zrobiła inaczej, ale to i tak by nic nie dało. Na miejscu Victorii odrobinę bardziej, rozwinęłabym watek rodzinny, ale nie można się tego zbytnio czepiać. Poza tym, styl pisarki poznałam już przy wcześniejszych książkach, dzięki czemu mogłam się wciągnąć od pierwszych stron. Jednak najbardziej zaskoczyło, wytrąciło mnie z równowagi i zapadło głęboko w pamięć to zakończenie. Nie spodziewałam się, że aż tyle emocji naraz przeleje się przez moje ciało, że pół maszyna Skobel wywoła we mnie taką adrenalinę podczas biegu.
Do dzieła, Skobel. Nie dla wygranej. Nie dla klasyfikacji. Ale żeby zapamiętać tę chwilę jako noc, w którą biegliśmy z tytanami. Bo ty jesteś tytanem. A ja jestem dziś jeźdźcem.”
Przysięgam, że dawno nie czułam takiego zaskoczenia przy podobnej książce, przeważnie są kompletnie przewidywalne, od samego początku wiemy, jak się skończy, wiemy, co będzie dalej, ale za to pokochałam Victorie Scott, gdyż przełamała rutynę. Sprawiła, że przewidywanie nie przydaje się, trzeba dać się porwać wyobraźni i zaufać autorowi, że zrobił kawał dobrej roboty. W tym przypadku tak jest, jestem kompletnie zaskoczona i liczę, że Wydawnictwo IUVI wyda kolejne książki Victorii, jak tylko ukażą się na rynku.
Polecam Tytanów z całego serca. Nie jest to raczej zaskoczeniem, bo widziałam, że książka zbiera raczej same pozytywne oceny i ja nie będę jedyną w swojej opinii. Nie da się powiedzieć nic innego o tej historii, mnie porwała kompletnie i nie żałuję. Warto spędzić przy niej kilka dobrych godzin i poznać Astrid, Skobla, Gałgana i całą resztę paczki.
Moja ocena to 10/10
Pozdrawiam,
Wasza Dominika
Wydawnictwo: IUVI
Autor: Victoria Scott
Oryginalny tytuł: „Tytans”
Stron: 336
Data premiery: 2 czerwca 2016r.